Pewna, zupełnie normalna Grażynka
rozpoczęła właśnie staż w dużej, niemieckiej korporacji w Krakowie (a może to
Warszawa była?). W każdym razie, poszła tam tylko i wyłącznie po to, by
zarabiać gruby piniondz, który niebawem miała przeznaczyć na dalekie podróże
albo inne takie, sami wiecie jakie. Żadnego – ale to żadnego - spoufalania się
z kimkolwiek a już na pewno nie z tym blond cwaniakiem co siedzi dwa komputery
dalej! Co to, to nie! A mowy nie ma!
- Cześć Grażynko, pójdziemy na
lunch razem może dziś? – pyta całkiem urodziwy, zbyt pewny siebie, jasnowłosy
Janusz.
I tak by mu pewnie odpowiadała do
końca swych dni, gdyby Janusz się poddał. Ale Janusz jak na typowego samca alfa
przystało - poddać się nie chciał. Czort jeden wie, z jakiego powodu upatrzył
sobie wspomnianą Grażynkę. Wiele Karyn i innych Halinek robiło do niego maślane
oczy, niejedna na piwo zaprosić chciała. Ze dwie się wiły w seksi kiecuniach,
cztery o mało co kark by skręciły, zarzucając włosem przed Januszem na
korpokorytarzach.
- Grażynka, herbatę Ci
przyniosłem. – szepecze złotowłosy i
stawia przed dziewuszką jej ulubiony kubek.
- Mi..? – elokwentnie odpowiada
ona.
Kilka zwyczajnych spotkań w
windzie, zupełnie przypadkowy wspólny projekt, szybka kawka w pomieszczeniu
socjalnym. Grażynka się poddaje. Daje mu swój numer. Idą na wino i choć ona
stanowczo zaprzecza (zwłaszcza przed sobą samą!), cała firma już wie, że coś z
tego będzie. Dyskusje po świt, niekończące się telefony, uśmiechy pod nosem.
Niewinne ukradkowe spojrzenia, wspólne lunche i kolacje.
Rozumieją się bez słów
i Grażynka nie zauważa nawet kiedy w jej głowie rodzi się marzenie. Że ta bajka
może trwać wiecznie? Że owszem, początek mieli kiepski ale finał będzie
spektakularny, biała suknia, kościół i on mówiący z uśmiechem, że to właśnie na
nią czekał całe życie? I pewnego dnia Janusz oznajmia, że tak… będzie ślub!
Tylko nie z Grażynką…
Były piękne zaręczyny pod wieżą
Eiffla i choć Grażynce marzyło się tylko polskie morze o zachodzie słońca, jej
serduszko cichutko łka, gdy składa mu serdeczne gratulacje. Uświadamia sobie
bowiem, że komuś innemu właśnie spełnia się jej marzenie.
Dziś Grażynka wie, że marzenia
same się nie spełniają. Trzeba to zrobić na własna rękę i za wspomniany
wcześniej, zarobiony w korpo piniondz śmiga w podróż dookoła świata J A Janusz? Janusz bez
wątpienia też jest szczęśliwy u boku swej Halinki i małej Dżesiki, której
zdjecią sukcesywnie wrzuca na wszystkie możliwe portale społecznościowe.
~*~
Ilu masz obok siebie ludzi,
których szczerze podziwiasz albo najzwyczajniej w świecie im czegoś
zazdrościsz? Figury, talentu, pracy, rodziny? Życia towarzyskiego, pieniędzy a
może pasji i pomysłu na siebie? Jeśli są dla Ciebie inspiracją i motorem do
działania – super! Oby tak dalej, zbij z nimi piątkę, powiedz im, że ich
podziwiasz i dalej zapierniczaj by być tam, gdzie masz ochotę. Trochę czasu
zajęło mi (podobnie jak naszej Grażynce z resztą) zrozumienie, że życie naprawdę
rzadko kiedy przysyła nam dobre wróżki. Jeśli o czymś marzysz, musisz SAM po to
sięgnąć. Naprawdę nie ma innej opcji. Wiadomo – „pomyslne wiatry” też się przydać mogą. Cała reszta, to tylko i
wyłącznie nasza dzialka. I wiecie co? Z tego tytułu, jutro rano lecę do Rzymu. Nic się samo nie wydarzy.
Autor: Marta Zabłock,
https://www.behance.net/zycie-na-kreske
Walczmy o marzenia ❤️❤️
OdpowiedzUsuńDokladnie tak!
UsuńBardzo fajny przekaz ale z zazdrością myślę, że warto się zastanowić czy jest aby czego? I ile np trudu coś kosztowało tą osobę, że jest w tym a nie innym miejscu. Znam sąsiadkę ona uważa, że jej ludzie zazdroszczą bo ma pieniądze ale jak się spojrzy z boku to nie ma czego lata jej kłótni z córką brak bycia babcią itp
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam :)
https://desa17.blogspot.com
Zgadzam sie, zazwyczaj widzimy tylko wierzcholek góry lodowej ;)
UsuńCudowny wpis :)ale najbardziej podoba mi się zakończenie "Z tego tytułu, jutro rano lecę do Rzymu. Nic się samo nie wydarzy." <3
OdpowiedzUsuńWróciłam! Bylo wspaniale! Czekajcie na wpis 😂😁
Usuń