wtorek, 29 listopada 2016

Lekcja 10: Jeśli chcesz zobaczyć cud, sam bądź cudem


Wierzysz w cuda prawda? Oczywiście, że tak. Musisz wierzyć. Każdy wierzy. I nie ma znaczenia sposób
w jaki interpretujesz to słowo. Cudem może być ostatnia łyżeczka kawy gdy czeka Cię naprawdę długa noc. Kolejny poranek. To mogą być narodziny zdrowego dziecka, któremu lekarze nie dawali najmniejszych szans. Uśmiech nieznajomego w tramwaju czy potwornie zatłoczonym busie. Ślub. Wygrany konkurs. Ciepły sweter. Szczęśliwy dom. Ciastko, gdy od dwóch lat nieprzerywanie jesteś na diecie. Znaleziona parasolka
w deszczowy dzień. Namiętne pocałunki. Spadające gwiazdy. Ja. Ty. Jestem cudem. „Jesteś cudem”.
Jakiś czas temu natrafiłam na książkę o tym tytule. Był zimowy wieczór a ja w jednej z krakowskich księgarń czekałam na randkę, która miała się nie wydarzyć. „Jesteś cudem” wprost krzyczała w moją stronę „PODNIEŚ MNIE!”, co też posłusznie uczyniłam. Uśmiechnęłam się na widok ciepłego tytułu, zanotowałam w myślach iż kiedyś muszę ją kupić po czym odłożyłam książkę na miejsce. 

http://www.matras.pl/media/catalog/product/I/M/IMG1442484590670_35778_4.jpg 
Źródło: http://www.matras.pl/media/catalog/product/I/M/IMG1442484590670_35778_4.jpg

Jak to bywa z notatkami pośpiesznie wykonanymi w pamięci niemalże zapomniałam o swoim pomyśle. Czekałam na idealny moment, dzień, chwilę by kupić „Jesteś cudem” tymczasem to ona takową chwilę znalazła i dziś dumnie stoi w domowej biblioteczce za sprawą mojej – nieświadomej mych planów – starszej siostry.
Jesteś cudem” to drugi bestseller Reginy Brett, autorki książki „Bóg nigdy nie mruga”. Regina Brett pochodzi z wielodzietnej rodziny z problemami. Miała trudny start w dorosłe życie. Brak zdecydowania, nadużywanie alkoholu, niepewna praca, nieplanowana ciąża w wieku 21 lat, rak.
Wydawać by się mogło iż osoba z tak bogatym bagażem życiowych doświadczeń nie zaserwuje czytelnikowi żadnej optymistycznej historii a już na pewno nie będzie to historia na ciepłe, letnie, leniwe popołudnie. Nic bardziej mylnego! „Jesteś cudem” to pięćdziesiąt lekcji o tym jak uczynić niemożliwe możliwym nie mniej jednak, nie jest to kolejna dawka banalnych frazesów. Każda strona przepełniona jest poruszającymi historiami (nie)zwykłych ludzi. Historiami, które dają nadzieję na lepsze jutro, wiarę w drugiego człowieka, spokój serca. Wyolbrzymiaj dobro. Jak często robimy coś zupełnie odwrotnego nie zastanawiając się o ile lepszy byłby świat gdybyśmy robili to pierwsze? Dawaj tak, jakby świat był twoją rodzina, bo nią jest. Wiedziałeś o tym? Jeśli się dziś obudziłeś, to Bóg jeszcze z tobą nie skończył. To o czym myślisz staje się prawdą. Zatem przestań powtarzać, że nie schudniesz, nie znajdziesz sobie męża, pracy, oblejesz wszystkie możliwe egzaminy i osiwiejesz w wieku dwudziestu czterech lat bo tak będzie. Regina Brett podaje rady dla każdego. Rady, które być może słyszałeś już nie raz jednak w książce „Jesteś cudem” przybierają one formę, o której nie będziesz chciał zapomnieć. To rady dla mnie, dla Ciebie, dla Twojej nastoletniej, buntowniczej córki i dla dziadka Franka. Nieważne w jakiego – lub czy w ogóle – Boga wierzysz. Nieważne kim byłeś wczoraj ani kim będziesz za 10 lat. Ważne jest tu i teraz bo perfekcyjny moment może nigdy nie nadejść.
Nie obiecuję, że po lekturze tej książki cały świat nabierze cukierkowych barw a wszystkie Twoje problemy ułożą się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pewnie tak nie będzie. Ale będzie inaczej.
W jakimkolwiek momencie swojego życia jesteś przeczytaj ją. Po prostu. Zrób to*.



Lekcja 22:
„Wsłuchaj się w siebie. Odpowiedzi, których szukasz znajdziesz we własnym wnętrzu.”








*Tekst ten, po raz pierwszy ukazał się w Gazecie Niepołomickiej jakiś czas temu w ramach konkursu na recenzje dowolnej książki. I przyniósł mi wiele radości. Mam nadzieję, że Wam też to zrobi.

sobota, 19 listopada 2016

Jestem stworzona do wożenia - czyli egzamin na prawo jazdy w przeszło pół roku

Ci, którzy mnie znają, powyższe stwierdzenie słyszeli jakieś tysiąc siedemset osiemdziesiąt trzy razy. No może ciutkę mniej, choć nie gwarantuję. Osoby te, zdają sobie również sprawę, jak bardzo lubię podróżować na miejscu pasażera, gdzie oprócz podziwiania widoków, pełnienia roli nadwornego diżeja, głośnego śpiewania czy podejmowania nieudolnych prób nawigowania / tu cytat: "skręć w lewooooo! Lewo!!! Nie to lewo..."/, mam w zwyczaju - nieco nierozważnie z resztą - lekko utrudniać życie Pani/ Panu kierującemu pojazdem / teksty odciągające uwagę typu: "Patrz jaki samolot!", "Ej, masz tu plamę na spodniach, zobacz" czy mokry Willy, wykonany prawie tak mistrzowsko jak o tutaj - klik /
Mimo to, tak się jakoś złożyło, iż moimi przyjaciółmi są bardzo wyrozumiali kierowcy i z rozkoszą wozili mnie niemal wszędzie tam, gdzie sobie tego życzyłam. Jestem w końcu stworzona do wożenia!

SISTER IS COMING 

To, że wszyscy znajomi zapisywali się na kurs prawa jazdy jeszcze przed swoimi osiemnastymi urodzinami nie robiło na mnie specjalnego wrażenia.
Prośby i błagania oraz całkiem logiczne tłumaczenie, że "prawko się przecież szalenie przydaje!", też niekoniecznie.
Wystawanie na przystanku w deszczu, mrozie i chłodzie w oczekiwaniu na busa - też nie. No dobra, może trochę.
Kiedy jednak najmłodsze dziecko w rodzinie osiąga pełnoletność i oznajmia wszem i wobec, iż zapisuje się na kurs prawa jazdy, potem egzamin zdaje, a Ty - starszy/a o cztery lata - jesteś zmuszony prosić o podwózkę - wiedz, że coś się dzieje!
Tym oto sposobem, po szybkim przekalkulowaniu piniondzów, podjęłam nieodwracalną decyzję o niezwłocznym przystąpieniu do ubiegania się o kolejny plasticzek w portfelu.

Marzec 2016

Wyobraźcie sobie całkiem przyjemny, wiosenny wieczór.  Raczej ciepło, wieje lekki wiatr. Idę. Podekscytowana i lekko przerażona zmierzam na pierwsze zajęcia teoretyczne. Plus był taki, że nie wszyscy byli młodsi ode mnie. Minusów brak.
Nie wdając się w szczegóły, jako odwieczna kujonica / same paski na świadectwie przez wszystkie lata edukacji - potwierdzone info. / teorie opanowałam. Jakoś. Mimo usilnych starań, ciągle miałam w głowie, że naprawdę zostałam stworzona do wożenia i no NI MO SZANS, nie dam rady. Z drugiej strony, wierzyłam, że wystarczy to wszystko przełożyć na praktykę a oczyma wyobraźni widziałam się za kierownicą jakiegoś uroczego auteczka, wrzucającą co rusz na insta foteczki pt. #kierowcabombowca #wrumwrum #napełnej


Nigdy wcześniej nie jeździłam autem. Raz kręciłam kółka po placu targowym w Niepołomicach ale ciężko nazwać to prawdziwą jazdą.
Tak czy inaczej, pierwszej godziny jazdy po mieście z instruktorem - praktycznie nie pamiętam. Ufam, że Ci, którzy mnie wówczas mijali - także :D
Po 30h wcale nie czułam się lepiej. Podobno nikt nie czuję się w pełni gotowy ale jestem pewna, że ja nie czułam się bardziej. Podczas ostatnich jazd na pewno zgasł mi samochód i pamiętam jak dziś, że prawie rozjechałam rowerzystę.
Dokupiłam godziny, poczułam się lepiej. Dokupione godziny działają  magicznie ale...
Nie zdałam. 
Raz. Drugi. Trzeci. Czwarty.
Czasem oblewali mnie bardziej słusznie, czasem mniej. I tak, zdałam za piątym razem. Wiem, że część moich znajomych właśnie postanowiła zorganizować sobie bunkier głęboko pod ziemią byleby tylko nie spotkać mnie na swej drodze, a Ci, którzy liczyli na darmową podwózkę właśnie doszli do wniosku, że w sumie lepiej będzie się przebiec, musiałam to jednak ogłosić światu z jednego prostego powodu...

KU POKRZEPIENIU SERC

Piszę to wszystko bo po trzecim razie chciałam rzucić to całe prawo jazdy w cholerę. Wiem, że na oblanych egzaminach świat się nie kończy ale strasznie się irytowałam. I wiem, że jest mnóstwo osób, które mają podobnie. Moja rodzina i generalnie wszyscy znajomi, przechodzili katusze słuchając moich lamentów a ja popadałam w czarną, czarną rozpacz.
Także przyjaciele - do boju! Ja zdałam, to Wy też dacie radę.

sobota, 12 listopada 2016

Postanowienia noworoczne realizowane w listopadzie

Jestem jedną z tych osób, dla których wraz z nadejściem Nowego Roku, w głowie zaczyna być nadawany komunikat:#nowaja #noweżycie #będęchuda #tymrazemnapewnosięuda. No. I czasem się udaje bardziej, czasem ciutkę mniej.


źródło: http://memy.pl/mem_426136_wiec_mowisz


Podobnie działają na mnie moje urodziny (15.09 - tak, czekam na prezenty, kartki i kwiaty). Robię wtedy różnego rodzaju podsumowania i rozkoszując się czerwonym, słodkim winem, myślę o tym, co mi przez ostatni rok w życiu wyszło i nie wyszło.


źródło: https://www.pinterest.com/pin/398709373234521523/

Koniec końców dochodzę jednak do wniosku, że na nic się to zdaje. Że najlepsze pomysły, które w dodatku udaje mi się wcielić w życie, wcale nie rodzą się
z początkiem roku /tzn. urodzić się mogą ale czy je zrealizuję? No cóż... /, czy
w chwili gdy zdmuchuję przeszło 20 świeczek na torcie.
One się rodzą w samotną niedzielę kiedy leje deszcz, nie mam na nic siły ani ochoty i nagle z mocą uświadamiam sobie, że jeśli sama nie uratuję się
z takiego stanu rzeczy to... nikt mnie nie uratuje.

Styczeń 2016
Postanowienia Noworoczne Ewy M:

  1. Schudnąć 8 kg
  2. Wziąć udział w jakimś zorganizowanym biegu
  3. Zmienić pracę
  4. Zrobić prawo jazdy
  5. Zakochać się
  6. Więcej pisać
  7. Założyć bloga.


Stan faktyczny na dzień 6.11.2016:

No więc  tak:

  1. Nie schudłam 8 kg [do końca roku może zdążę, hm?]
  2. Nie wzięłam udziału w żadnym zorganizowanym biegu.
  3. Zmieniłam pracę.
  4. Zdałam prawo jazdy*
  5. Nope.
  6. Pisałam. Dość niesystematycznie ale więcej niż w 2015.
  7. Jak widać  :) 

A. I ścięłam włosy. Nowe włosy - nowe życie.









* z tym prawem jazdy to było tak, że pisząc tę notkę jeszcze go nie miałam ale teraz już mam [zdałam 07.11.2016]



Pozdrawiam, ja