sobota, 19 listopada 2016

Jestem stworzona do wożenia - czyli egzamin na prawo jazdy w przeszło pół roku

Ci, którzy mnie znają, powyższe stwierdzenie słyszeli jakieś tysiąc siedemset osiemdziesiąt trzy razy. No może ciutkę mniej, choć nie gwarantuję. Osoby te, zdają sobie również sprawę, jak bardzo lubię podróżować na miejscu pasażera, gdzie oprócz podziwiania widoków, pełnienia roli nadwornego diżeja, głośnego śpiewania czy podejmowania nieudolnych prób nawigowania / tu cytat: "skręć w lewooooo! Lewo!!! Nie to lewo..."/, mam w zwyczaju - nieco nierozważnie z resztą - lekko utrudniać życie Pani/ Panu kierującemu pojazdem / teksty odciągające uwagę typu: "Patrz jaki samolot!", "Ej, masz tu plamę na spodniach, zobacz" czy mokry Willy, wykonany prawie tak mistrzowsko jak o tutaj - klik /
Mimo to, tak się jakoś złożyło, iż moimi przyjaciółmi są bardzo wyrozumiali kierowcy i z rozkoszą wozili mnie niemal wszędzie tam, gdzie sobie tego życzyłam. Jestem w końcu stworzona do wożenia!

SISTER IS COMING 

To, że wszyscy znajomi zapisywali się na kurs prawa jazdy jeszcze przed swoimi osiemnastymi urodzinami nie robiło na mnie specjalnego wrażenia.
Prośby i błagania oraz całkiem logiczne tłumaczenie, że "prawko się przecież szalenie przydaje!", też niekoniecznie.
Wystawanie na przystanku w deszczu, mrozie i chłodzie w oczekiwaniu na busa - też nie. No dobra, może trochę.
Kiedy jednak najmłodsze dziecko w rodzinie osiąga pełnoletność i oznajmia wszem i wobec, iż zapisuje się na kurs prawa jazdy, potem egzamin zdaje, a Ty - starszy/a o cztery lata - jesteś zmuszony prosić o podwózkę - wiedz, że coś się dzieje!
Tym oto sposobem, po szybkim przekalkulowaniu piniondzów, podjęłam nieodwracalną decyzję o niezwłocznym przystąpieniu do ubiegania się o kolejny plasticzek w portfelu.

Marzec 2016

Wyobraźcie sobie całkiem przyjemny, wiosenny wieczór.  Raczej ciepło, wieje lekki wiatr. Idę. Podekscytowana i lekko przerażona zmierzam na pierwsze zajęcia teoretyczne. Plus był taki, że nie wszyscy byli młodsi ode mnie. Minusów brak.
Nie wdając się w szczegóły, jako odwieczna kujonica / same paski na świadectwie przez wszystkie lata edukacji - potwierdzone info. / teorie opanowałam. Jakoś. Mimo usilnych starań, ciągle miałam w głowie, że naprawdę zostałam stworzona do wożenia i no NI MO SZANS, nie dam rady. Z drugiej strony, wierzyłam, że wystarczy to wszystko przełożyć na praktykę a oczyma wyobraźni widziałam się za kierownicą jakiegoś uroczego auteczka, wrzucającą co rusz na insta foteczki pt. #kierowcabombowca #wrumwrum #napełnej


Nigdy wcześniej nie jeździłam autem. Raz kręciłam kółka po placu targowym w Niepołomicach ale ciężko nazwać to prawdziwą jazdą.
Tak czy inaczej, pierwszej godziny jazdy po mieście z instruktorem - praktycznie nie pamiętam. Ufam, że Ci, którzy mnie wówczas mijali - także :D
Po 30h wcale nie czułam się lepiej. Podobno nikt nie czuję się w pełni gotowy ale jestem pewna, że ja nie czułam się bardziej. Podczas ostatnich jazd na pewno zgasł mi samochód i pamiętam jak dziś, że prawie rozjechałam rowerzystę.
Dokupiłam godziny, poczułam się lepiej. Dokupione godziny działają  magicznie ale...
Nie zdałam. 
Raz. Drugi. Trzeci. Czwarty.
Czasem oblewali mnie bardziej słusznie, czasem mniej. I tak, zdałam za piątym razem. Wiem, że część moich znajomych właśnie postanowiła zorganizować sobie bunkier głęboko pod ziemią byleby tylko nie spotkać mnie na swej drodze, a Ci, którzy liczyli na darmową podwózkę właśnie doszli do wniosku, że w sumie lepiej będzie się przebiec, musiałam to jednak ogłosić światu z jednego prostego powodu...

KU POKRZEPIENIU SERC

Piszę to wszystko bo po trzecim razie chciałam rzucić to całe prawo jazdy w cholerę. Wiem, że na oblanych egzaminach świat się nie kończy ale strasznie się irytowałam. I wiem, że jest mnóstwo osób, które mają podobnie. Moja rodzina i generalnie wszyscy znajomi, przechodzili katusze słuchając moich lamentów a ja popadałam w czarną, czarną rozpacz.
Także przyjaciele - do boju! Ja zdałam, to Wy też dacie radę.

3 komentarze:

  1. Dobrze, że się nie poddałaś! :)
    Podoba mi się Twój styl pisania - taki lekki, szczery i przyjemny. Oby tak dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. haha, na pewno nie jest tak źle. Teraz ciężej się zdaje niż kiedyś

    OdpowiedzUsuń