Mimo to, tak się jakoś złożyło, iż moimi przyjaciółmi są bardzo wyrozumiali kierowcy i z rozkoszą wozili mnie niemal wszędzie tam, gdzie sobie tego życzyłam. Jestem w końcu stworzona do wożenia!
SISTER IS COMING
Prośby i błagania oraz całkiem logiczne tłumaczenie, że "prawko się przecież szalenie przydaje!", też niekoniecznie.
Wystawanie na przystanku w deszczu, mrozie i chłodzie w oczekiwaniu na busa - też nie. No dobra, może trochę.
Kiedy jednak najmłodsze dziecko w rodzinie osiąga pełnoletność i oznajmia wszem i wobec, iż zapisuje się na kurs prawa jazdy, potem egzamin zdaje, a Ty - starszy/a o cztery lata - jesteś zmuszony prosić o podwózkę - wiedz, że coś się dzieje!
Tym oto sposobem, po szybkim przekalkulowaniu piniondzów, podjęłam nieodwracalną decyzję o niezwłocznym przystąpieniu do ubiegania się o kolejny plasticzek w portfelu.
Marzec 2016
Nie wdając się w szczegóły, jako odwieczna kujonica / same paski na świadectwie przez wszystkie lata edukacji - potwierdzone info. / teorie opanowałam. Jakoś. Mimo usilnych starań, ciągle miałam w głowie, że naprawdę zostałam stworzona do wożenia i no NI MO SZANS, nie dam rady. Z drugiej strony, wierzyłam, że wystarczy to wszystko przełożyć na praktykę a oczyma wyobraźni widziałam się za kierownicą jakiegoś uroczego auteczka, wrzucającą co rusz na insta foteczki pt. #kierowcabombowca #wrumwrum #napełnej
Nigdy wcześniej nie jeździłam autem. Raz kręciłam kółka po placu targowym w Niepołomicach ale ciężko nazwać to prawdziwą jazdą.
Tak czy inaczej, pierwszej godziny jazdy po mieście z instruktorem - praktycznie nie pamiętam. Ufam, że Ci, którzy mnie wówczas mijali - także :D
Po 30h wcale nie czułam się lepiej. Podobno nikt nie czuję się w pełni gotowy ale jestem pewna, że ja nie czułam się bardziej. Podczas ostatnich jazd na pewno zgasł mi samochód i pamiętam jak dziś, że prawie rozjechałam rowerzystę.
Dokupiłam godziny, poczułam się lepiej. Dokupione godziny działają magicznie ale...
Nie zdałam.
Raz. Drugi. Trzeci. Czwarty.
Czasem oblewali mnie bardziej słusznie, czasem mniej. I tak, zdałam za piątym razem. Wiem, że część moich znajomych właśnie postanowiła zorganizować sobie bunkier głęboko pod ziemią byleby tylko nie spotkać mnie na swej drodze, a Ci, którzy liczyli na darmową podwózkę właśnie doszli do wniosku, że w sumie lepiej będzie się przebiec, musiałam to jednak ogłosić światu z jednego prostego powodu...
KU POKRZEPIENIU SERC
Piszę to wszystko bo po trzecim razie chciałam rzucić to całe prawo jazdy w cholerę. Wiem, że na oblanych egzaminach świat się nie kończy ale strasznie się irytowałam. I wiem, że jest mnóstwo osób, które mają podobnie. Moja rodzina i generalnie wszyscy znajomi, przechodzili katusze słuchając moich lamentów a ja popadałam w czarną, czarną rozpacz.
Także przyjaciele - do boju! Ja zdałam, to Wy też dacie radę.
Dobrze, że się nie poddałaś! :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl pisania - taki lekki, szczery i przyjemny. Oby tak dalej! ;)
Dziękuję bardzo i zapraszam ponownie :)
Usuńhaha, na pewno nie jest tak źle. Teraz ciężej się zdaje niż kiedyś
OdpowiedzUsuń