środa, 13 lutego 2019

Bieganie z miłości

Ah cóż to był za bieg! Chciałoby się rzec. W tym roku wzięłam udział w 4 Biegu Walentynkowym organizowanym przez stowarzyszenie ITMB w Krakowie. Był to mój drugi bieg w życiu, drugi razem z nimi, drugi walentynkowy. Drugi z panem K., pierwszy jako para. Post nie jest sponsorowany przez organizatorów tegoż wydarzenia - tak o się dzielę, cobyście wiedzieli, że czasem można zrobić coś inaczej, fajniej - nawet jeśli coś Wam mówi, że się nie da.




Jeśli myśląc o bieganiu wyobrażacie sobie śliczną dziewczynę, która sunie jak ta łania z włosem uroczo rozwianym i lekko zaróżowionymi policzkami.. Dziewczynę, która uśmiecha się i kropla potu z czoła jej nie spadnie to.. To nie ja niestety 😝 Ja to ta druga, na którą raczej ludzie nie chcą spoglądać bo widać, że walczy o przetrwanie a przecież bieganie jest takie super i takie fancy i w ogóle to wszyscy mogą a jak mówią, że nie mogą to na pewno kłamią bo ograniczenia są tylko w naszej głowie!

~*~

No i w sumie to trochę mają rację. Bo zdradzę Wam pewien sekret.. Był taki czas w moim życiu, że biegałam regularnie, nie tam że od święta. Realizowałam sukcesywnie plan a jak przebiegłam pierwszą dyszkę to się popłakałam. No ale jak wiadomo - życie pisze różne scenariusze i trochę ta moja pasja - niepasja upadła. Umarła. Dead. Kaput. Pomyślałam, że jak chodzę na fitness to kondycja w sumie też będzie spoko, że w sali to wiadomo cieplej a i w grupie raźniej więc te treningi zazwyczaj jakoś lepiej wchodzą. No i nie biegam. Od bardzo dawna nie biegam już no..
Co nie zmienia faktu, że pomysłu z biegiem walentynkowym wcale nie uznałam ze głupi! A skąd! Wiecie.. Że tradycja.. Że zmiana "z do wzięcia" na "pary", że przecież dam radę choć bieganie z kimś, w dodatku połączeni tasiemką to na pewno super pomysł, że na pewno będzie ekstra, wypas i czad!
No. I było! Choć startowałam już lekko chora, nie umarłam (duży plus), mój chłopak mnie nie zabił  za to, że psuję mu czas (a mógł!), mamy boskie medale, pogoda była przednia, ludzi dzikie tłumy, no i... nie umarłam (tak wiem, mówiłam już ale to prawdziwy cud)! I organizacja mega (choć nie mam porównania w zasadzie), i obsługa uśmiechnięta, i wolontariusze dopingują. 
Pssst... Chyba chcę więcej ale nie mówcie nikomu!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz